Byłam wczoraj na Yves Saint Laurent. Film cudowny. Piękne kadry, muzyka, stylizacje, cudowna gra. Tyle, że strasznie dołujący. Przynajmniej w moim przypadku. Chyba żaden film mnie wcześniej tak nie nie zdołował....
Człowiek ma niesamowity talent, odnosi taki sukces a mimo wszystko tak sam siebie wyniszcza... Smutne.
Wtedy nachodzą mnie myśli: A co ja zrobię ze swoim życiem? Uda mi się kiedykolwiek osiągnąć jakiś sukces? Bo przecież nie mam specjalnego talentu do niczego... Ogólnie wróciłam po seansie do domu po 15 (byłyśmy w kinie na 12:40, bo kumpela nie mogła później) a o 16 położyłam się spać... Normalnie totalny dół. Po samym filmie miałam ochotę się iść nawalić, ale stwierdziłam, że "chyba mnie pojebało". Przecież nie można tak bardzo przejmować się filmem...
Jeśli chodzi o dietę, to jest ok. Zaraz idę do pracy i dzisiejszy dzień będzie dla mnie sprawdzianem. Pyszne jedzonko dookoła przez 12 godzin... Muszę dać radę!
Oglądne sobie też ten film ale może jakoś wieczorem by potem nie myśleć tylko od razu usnąć ;)) Dasz radę w pracy :*
OdpowiedzUsuń