czwartek, 5 czerwca 2014

14

Byłam wczoraj na Yves Saint Laurent. Film cudowny. Piękne kadry, muzyka, stylizacje, cudowna gra. Tyle, że strasznie dołujący. Przynajmniej w moim przypadku. Chyba żaden film mnie wcześniej tak nie nie zdołował....
Człowiek ma niesamowity talent, odnosi taki sukces a mimo wszystko tak sam siebie wyniszcza... Smutne.
Wtedy nachodzą mnie myśli: A co ja zrobię ze swoim życiem? Uda mi się kiedykolwiek osiągnąć jakiś sukces? Bo przecież nie mam specjalnego talentu do niczego... Ogólnie wróciłam po seansie do domu po 15 (byłyśmy w kinie na 12:40, bo kumpela nie mogła później) a o 16 położyłam się spać... Normalnie totalny dół. Po samym filmie miałam ochotę się iść nawalić, ale stwierdziłam, że "chyba mnie pojebało". Przecież nie można tak bardzo przejmować się filmem...

Jeśli chodzi o dietę, to jest ok. Zaraz idę do pracy i dzisiejszy dzień będzie dla mnie sprawdzianem. Pyszne jedzonko dookoła przez 12 godzin... Muszę dać radę!

1 komentarz:

  1. Oglądne sobie też ten film ale może jakoś wieczorem by potem nie myśleć tylko od razu usnąć ;)) Dasz radę w pracy :*

    OdpowiedzUsuń